10 lat AZS Winter Cup

Agnieszka Bernas Po chwili namysłu doszłam do wniosku, że jedną z rzeczy, które najlepiej pamiętam z zawodów AZS Winter Cup, są dojazdy na nie. Dzięki temu, że Politechnika Śląska wy- najmowała nam busa, były to często bardzo ciekawe i czasami mało sportowe podróże. No i „zwiedzaliśmy” miejsca, do których ra- czej bym nie trafiła, żeby tak po prostu po- jeździć na nartach. Najlepszym przykładem są Ustrzyki Dolne, do których wyjeżdżali- śmy jakoś późnym wieczorem, żeby przyje- chać na rano i czekać – zwarci i gotowi – na starcie. Jechaliśmy całą noc (siedem godzin) zapakowani pod dach, a gdy dojechaliśmy na miejsce, to okazało się, że jest dosyć miękko i deszczowo, a my jacyś tacy mało gotowi do startu. Nie pamiętam przejazdu ani trasy. Nie wiem, jaki był wynik. Wiem tylko, że zaraz po zawodach zapakowaliśmy się do busa i jechaliśmy kolejne siedem go- dzin do Gliwic. Było bardzo wesoło, chociaż mało wygodnie, i chyba pan kierowca nie był zachwycony naszym towarzystwem, bo po tej wycieczce nie chciał już z nami jeździć i zwiedzać polskich kurortów narciarskich. Kolejna rzecz, jaką pamiętam, to śpieszenie się na start. Dziewczyny zawsze mają trud- niejszą sytuację. Często w dużym pośpiechu musiałam się przygotowywać po obejrze- niu trasy, ale największym moim osiągnię- ciem w tej dziedzinie był start w Szczyrku na trasie FIS. W czasie, gdy powinniśmy byli oglądać trasę, nasz team Politechniki Śląskiej jechał dopiero krzesłem do góry. Gdy w końcu dotarliśmy na start, nie mia- łam już szans na przyjrzenie się trasie, bo wylosowałam jakiś wczesny numer. Inni zawodnicy po prostu opowiedzieli mi, że któraś bramka za „Lewym” jest przeloto- wa, a na jakiejś innej trzeba uważać, i że gdzieś są kamienie (warunki nie były naj- lepsze tego dnia). Jakoś dojechałam, wynik nie był porażający, ale ja byłam naprawdę zadowolona, że udało się dotrzeć do mety. No i pamiętam, tak mi się przynajmniej zda- je, pierwsze zawody AZS Winter Cup, które odbyły się w Szczyrku na Beskidku (była to druga edycja – przyp. red.). Przejazd na kil- kanaście sekund. Styczeń, mało śniegu i na- wet nie zdążyłam się rozgrzać przed startem, bo standardowo byliśmy na ostatnią chwilę. Wojtek Dubiel złamał wtedy rękę. Chyba. A może to nie był Winter Cup? głowy GADAJĄCE Katarzyna Leszczyńska Jedno wspomnienie? Chyba ciężko o takie… Z tymi zawodami wiąże się mnóstwo przeżyć i wspomnień – i dlatego uważam AZS Win- ter Cup za najlepszy cykl, w jakim przyszło mi brać udział. To wyjątkowa impreza, na którą czekam całe lato. Pomimo iż nie ści- gam się już zawodowo i narty zeszły nieco na drugi plan, to nie wyobrażam sobie zimy bez Akademickiego Pucharu Polski. Te zawody mają taką atmosferę, takiego ducha, który przyćmił niejeden start w zawodach FIS. AZS Winter Cup to impreza, w którą wkręci- łam się „po całości”. Kończąc moją przygodę z zawodowym narciarstwem, rękami i noga- mi zapierałam się, że nie pojadę na żadne za- wody akademickie, nie takie były moje cele. Jednak okazało się, że po kilku latach stały się one dla mnie główną imprezą w sezonie. Lu- dzie, którzy się tu pojawiają, atmosfera, która panuje, rywalizacja, której nie brakuje, dają taką radość, że ciężko byłoby to wymienić na cokolwiek innego. Cykl zawodów AZS Winter Cup to dla wielu zawodników coś więcej niż tylko rywalizacja na śniegu. Mnóstwo wspomnień, ciekawych historii okołostartowych – dla niektórych to praktycznie całe życie. Opowieści spisane na kolejnych stronicach są prawdziwym skarbem i niektórym zapewne zwilżą oczy. Starszym bywalcom przypomną odległe czasy, a młodym przybliżą specyfikę dziesięciu minionych lat. Te zawody mają taką atmosferę, takiego ducha, który przyćmił niejeden start w zawodach FIS. 46

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=